Witajcie, tytuł dzisiejszego posta nieprzypadkowy - ostatni poniedziałek dał nam w kość, jak dawno już żaden inny dzień.
Wracając z pracy dostałam telefon ze szkoły Weroniki, że miała wypadek... Zrobiło mi się niedobrze, serce zaczęło walić... Na szczęście szybko usłyszałam dalsze wyjaśnienia, że rozcięty łuk brwiowy, dużo krwi i paniki, że plaster przyklejony, ale chyba nie obędzie się bez szycia...
Wracając z pracy dostałam telefon ze szkoły Weroniki, że miała wypadek... Zrobiło mi się niedobrze, serce zaczęło walić... Na szczęście szybko usłyszałam dalsze wyjaśnienia, że rozcięty łuk brwiowy, dużo krwi i paniki, że plaster przyklejony, ale chyba nie obędzie się bez szycia...
Jak w amoku przybiegłam do szkoły. O stanie mojej córki nie będę pisać. Oprócz tego, że bolała ją rana, to była przede wszystkim przerażona wizją szpitala i zszywania, ja zresztą również... W domu, jakby tego było mało, od rana Paweł siedział z gorączkującym, rozpalonym Dominikiem. Krótka rozmowa, szybka decyzja, zamawiam taksówkę i jadę z Weroniką do szpitala dziecięcego na Litewską. Na miejscu okazuje się, że w szpitalu nie ma dzisiaj ostrego dyżuru i nikt nas nie przyjmie, nie obejrzy nawet rany.
Moja złość, bezsilność i znowu szybka decyzja - zamawiam znowu taksówkę i jedziemy z Weroniką do szpitala na Kopernika. Wchodzimy na izbę przyjęć, a tam chyba z 50 osób... Nie mając wyjścia rejestrujemy się i czekamy.
Czekamy, czekamy, co chwila przychodzi ktoś nowy, rodzice z dziećmi od noworodków po nastolatków... Zanim wejdziemy do gabinetu mijają prawie ... 3 godziny. Nie będę mówić, jak się czujemy... Szybkie oględziny lekarzy i decyzja, że szyją... Takiej paniki u mojej córki nie widziałam nigdy, ledwo zatrzymałam ją w gabinecie. Potem kilkanaście minut uspokajania jej, tłumaczenia, wyjaśniania, na szczęście przez sensownych, mających podejście do dzieci lekarzy. Przed szyciem konieczne było znieczulenie. I na tym etapie wymiękłam ja. Widząc igłę wbijającą się w czoło Weroniki zrobiło mi się słabo, potem cały zabieg zszywania spędziłam na siedząco z głową opuszczoną w dół, na pól omdlała...;) Po zszyciu zostałam przetransportowana na leżankę w celu odzyskania przytomności. Teraz sama się z tego śmieję, cała sytuacja wydaje mi się komiczna, ale wtedy do śmiechu mi nie było, wierzcie mi.. Wróciłyśmy wieczorem do domu wypompowane, a tu jeszcze gorączkujący Dominik spragniony przytulenia do mamy po całym dniu...
We wtorek okazało się, że Dominik ma znowu zapalenie oskrzeli, wysoko gorączkuje i kaszle. W związku z tym do końca tygodnia jestem na L4. Dominika inhalujemy, widzę niewielką poprawę, ale najgorzej jest w nocy, gdy męczy go kaszel. Czuję się wypompowana psychicznie i fizycznie. Boję się, że blizna Weroniki będzie widoczna, jest dość długa i przecina w poprzek łuk brwiowy. Moja córka rozcięła go sobie idąc szkolnym korytarzem, uderzając w krawędź ściany... W poniedziałek czeka nas zdjęcie szwów.
W związku z wypadkiem Weronika oczywiście nie chodzi do szkoły, ale za to przekonałyśmy się, jak miło jest mieć przyjaciół - jej koleżanki, mamy koleżanek, wychowawczyni dzwonią i pytają, czy wszystko ok, jak Weronika się czuje itd. Po szkole odwiedzają ją koleżanki przynosząc prezenty - paluszki, chipsy i naklejki:)) To naprawdę bardzo miłe i widzę, że mojej córce jest również miło z tego powodu.
I tak nam się zaczął ten tydzień nieszczęsny...
****
Za to w niedzielę fajnie spędziłam czas z Weroniką i Mikołajem. Mam już na tyle duże starsze dzieci, że mogę się z nimi wybrać na autobusową wyprawę po Warszawie, co też uczyniliśmy w niedzielę właśnie. Wybraliśmy się najpierw na drugi koniec Warszawy na Moczydło, podróż z licznymi przesiadkami, jazdą autobusem i tramwajem to dla nich spora atrakcja, bo rzadko jeżdżą komunikacją miejską. Fajnie było popatrzeć na nich, jak obserwują wszystko, jakie pytania zadają, co ich dziwi. Np. Mikołaj widząc dwóch lekko wstawionych panów kłócących się w autobusie i używających niecenzuralnych słów zapytał mnie: "Mamo, a po jakim języku oni mówią?" (czyt. w jakim języku oni mówią). Nie zrozumiał ani słowa z tego, co do siebie mówili...:)
Sam spacer i oglądanie bazarku na Moczydle załatwiliśmy szybko, bo było zimno, a mi nic nie wpadło w oko. Potem zabrałam moje dzieci na obiad. Na koniec było centrum handlowe, gdzie w Auchan wypatrzyłam takie oto cudne poduchy. Poniewaz cena była atrakcyjna, kupiłam dwie sztuki kwadratowe, jako siedziska na krzesła i jedną podłużną prostokątną, np. na fotel.
Poduchy leżały sobie gdzieś na bocznym regale, gdzie rzadko ktoś zagląda. Były jeszcze takie żółte, fioletowe i beżowe. Zdecydowałam się na niebieskie z myślą o kuchennych krzesłach.
Do kompletu w białe groszki kubek w niebieskie groszki za 5 zł:)
Po przejściach z początku tygodnia powoli wszystko dochodzi do normalności, na szczęście jeszcze weekend przed nami.
Pozdrawiam serdecznie!
Najważniejsze , że wszystko dobrze się skończyło:))Poduchy śliczne, szkoda, że Auchana mam daleko.:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
No tak, takie wrażenia jeszcze w poniedziałek to już za wiele ;)
OdpowiedzUsuńAle na szczeście wszystko dobrze się skończyło :)
Poduszki bardzo mi sie podobają, ale kubek rewelacja :)
bużka !
Oj, współczuję... ale dałyście radę. Brawo dla córki!
OdpowiedzUsuńA blizna pewnie będzie widoczna niestety, choć z czasem pewnie coraz mniej:)
Ojejku...wyobrażać sobie tylko mogę co czułaś Ty i Weronika...dobrze że się skończyło i tak a nie inaczej...zdrówka Wam życzę!
OdpowiedzUsuńPoduchy wspaniałe!!
Pozdrawiam cieplutko
No to ja jutro po śniadaniu śmigam do Auchan po poduszki na krzesła. Możesz napisać ile kosztowały? Weronika śladu nie będzie miała a nawet jeśli to nie będzie widoczny więc głowa do góry. Kotła w domu nie zazdroszczę... I chyba jakiś wirus panuje bo moja Emilka dzisiaj była marudna, z ciepłą głową, bez apetytu, wymiotowała i poszła spać o 19:00 a zawsze zasypia o godz. 21:00... Zdrowia życzę dzieciakom a Tobie cierpliwości i sił :)
OdpowiedzUsuńVivi, poduchy były po 14 zł.Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńOj no to rzeczywiście się u Was dużo dzieje. Mam nadzieje, że córce nie zostanie blizna, aczkolwiek moja siostra też miała zszywane czoło w dzieciństwie i blizna mimo wszystko jest. Na brwi może będzie mniej widoczna,
OdpowiedzUsuńPodusie urocze, a kubek chętnie bym Ci ukradła!
no tak czasami bywa (wiem z autopsji)... wazne, ze jest wszystko o.k.
OdpowiedzUsuńpoduchy i kubasek- sliczne!!!!!!
To dopiero przygody! Poduchy fantastyczne, do krzeseł w sam raz, ale proszę: trzymaj je z dala od kraciastego fotela :) Kratka + kropiki, lekki brąz + niebieski uś! duuuużo! Pozdrawiam. Wierna czytelniczka.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, też mi się trochę ten błękit gryzie z beżową kratką...Ale mam biały pokrowiec w szafie, więc zmienię niedługo. Dzięki za trafną uwagę:)
Usuńwspółczuje tych przeżyć, już sobie wyobrażam ile strachu się najadłaś...widzę jednak, ze na pocieszenie i poprawę nastroju zakupiłaś piękne rzeczy...kubek mnie powala. U mnie już też przedwiośnie...zapraszam Cię serdecznie Gosia z homefocuss.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBiedactwa...
OdpowiedzUsuńDuużo zdrówka i uśmiechu!
Śliczne poduchy:)
Twój post przywrócił mi podobne wspomnienie, jak w szkole mojej córce kolega przytrzasnął małego paluszka w drzwiach i trafiając na pogotowie trafiliśmy na strajkujących lekarzy-koszmar.Dopiero po trzech tygodniach trafiliśmy na lekarza,który poinformował mnie,że paluszek powinien być zoperowany , a nie tylko zszyty- brak słów na to wszystko!
OdpowiedzUsuńPoduchy rewelacja:))
Zdrówka dla dzieciaczków:)
pozdrawiam
Ten telefon i informacja o wypadku to musiało być przerażające. Ja ciągle się martwię aby mnie taka sytuacja nie spotkała, bo jestem na to za słaba psychicznie :( W zeszłym roku dwie dziewczynki z okolicy, z tej samej szkoły uległy poważnym wypadkom na drodze i zawsze wtedy myślę o mojej Ali. Co do łuku brwiowego, też miała szyty :( wywróciła się na schodach do piwnicy. Nie pojechałam do szpitala, bo musiałam zostać z Asią, ale też właśnie dlatego to mąż pojechał, że ja się nie nadaję. Alicja podobno była bardzo dzielna, ale zdjęcie po szyciu było dużo gorsze niż Weronika, przede wszystkim bardzo opuchnięte. Życie dostarcza nam niestety wielu wrażeń. Mam nadzieję, że tych stresujących i przykrych będzie jak najmniej czego Tobie i sobie życzę :) Poduchy cudowne, chyba pobiegnę sprawdzić czy jeszcze są, może u nas w Krakowie też jakieś się ostały, są piękne i świetnie wyglądają na fotelu (to w odniesieniu do powyższego komentarza, te guziczki superowo nawiązują do beżu). Buziaki dla całej Rodzinki!!!
OdpowiedzUsuńWspółczuję i mam nadzieję, że córce nie zostanie blizna. Moja sąsiadka smarowała synkowi po operacji blizny takim specjalnym żelem, który można kupić bez recepty. Nazywa się dermabliz silikon - żel na rany i blizny, tylko można go chyba dopiero stosować jak rana się zagoi. Koszt ok. 40 zł. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj bardzo mi przykro z powodu Weroniki- ale na pewno wszystko ładnie się zagoi. Ciężko zaczął się ten tydzień- ale weekend może będzie spokojniejszy. Pozdrawiam cieplutko i życzę zdrówka dzieciaczkom. Ps. Poduszki śliczne!:-)) Pati
OdpowiedzUsuńNa hasło "wypadek" mnie samej słabo się zrobilo. Zdrówka dla córci. A poduchy świetne, a kubek odjechany. Ostatnio mi w domu całkiem sporo kubków ubyło, więc rozglądam sie za kolejnymi, ale w Kołobrzegu póki co nic ciekawego nie wypatrzyłam. Ale próbuje dalej :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiezła szrama, mój młodszy syn podobną w domu sobie zrobił. W szkole był bohaterem dnia :)) zdrowia
OdpowiedzUsuńOjej, biedna mała! Ja sama jak to czytałam to poczułam się słabo :D Nie lubię, kiedy ktoś mówi o róznych szyciach itp, strasznie w brzuchu mi.. wibruje :P No i najwazniejsze, że kolezanki pamiętają! :)
OdpowiedzUsuńdzień pełen wrażeń, nie dziwie się, że byłaś wypompowana. Jak juz wyciagniecie szwy kup masc na blizny, jest ich teraz kilka mojej corce pomogla taka z tańszych -cepam ,nie wystarczy smarowac, trzeba wcierac, masowac, blizna calkiem nie zniknęła ale nie ma zgrubienia w miejscu zrostu, skora jest miekka a slad to waska kreska, a ze Twoja corka ma to w widocznym miejscu to warto spróbować, pozdrawiam i zycze wam zdrowia
OdpowiedzUsuńwspólczuję , o blizne się nie martw są specjalne plastry które sie przykleja i blizna jet duzo mniejsza , albo maści , my używaliśmy i tego itego moja córka jest po kilku operacjach i naprawdę blizny są mniejsze , a ja sama na łuku brwiowym mam bliznę też po szyciu , aj wiem jak to strasznie brzmi jak zobaczyłam w październiku swoją córkę w drzwiach z ręką w bandażach i mówi do mnie że chyba złamana myślałam że też przytomność stracę , zdrówka wam życzę :) a dla dominika zapytaj lekarza o szczepionkę na górne drogi oddechowe podaj sie ja samemu w domu tosia w tym roku non stop łapała infekcję górnych dróg i tez z taka wysoką gorączka i lekarz nam zaproponował szczepionkę o ile stosujesz szczepionki :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZakupy świetne.
OdpowiedzUsuńBlizną się nie martw. Moja Olka ma bliznę na środku czoła . Taką na 3-4 cm. Zderzyla się z kurtyną. Też szpital i szycie. Smarowalam ją po wygojeniu maścią Contratubex . Ładnie się zrownzł siew kolor z naturalną skórą ale miała kiepsko zaszyte bo się jakoś sześć rozszedł i jest szeroka na pół cm. Jej to nie przeszkadza nawet się z tego śmieje że widać że nie są z niej ciepłe kluchy:)
Twoja Dominika ma to perfekcyjnie zszyte. Nie będzie ani śladu.
Patti
Kronikę przechrzcilam ,:)) przepraszam
UsuńDominika, Kronika, Weronika...:)
UsuńWeronika to taka sliczna dziewczynka, że nawet jak bedzie miała blizne to doda jej to uroku :) ja mam swoja na brodzie od 1 roku zycia :) Moja mama zareagowała tak jak TY. Podobno, że tak sie darłam, że ona kucała w kącie i miała dłońmi zatkane uszy :)
OdpowiedzUsuńCzasami tak bywa, zdrówka wszystkim życzę. Piękne zakupy!
OdpowiedzUsuńFaktycznie tydzień zaczął się mało radośnie... Ale jak to mówią "do wesela się zagoi", a żeby tak było kup maść Cepan. Ma nieprzyjemny, czosnkowy zapach, ale działa cuda. Na tydzień przed osiemnastymi urodzinami rozcięłam sobie policzek. Rozcięcie miało 3 centymetry i było bardzo głębokie. Dzisiaj nie ma śladu, a wszystko dzięki temu, że codziennie kilka razy smarowałam skórę maścią i masowałam. Dlatego wcale się blizną nie przejmuj. Jestem pewna, że śladu nie będzie. Dużo zdrówka dla Was.
OdpowiedzUsuńno to piękny miałaś Poniedziałek :))) Jako posiadaczka blizny na łuku brwiowym pocieszę Cię tylko troszkę, że pewnie się zmniejszy ale całkowicie to chyba nie zginie.. Nio chyba , że teraz mają na to jakieś tajemne sposoby ale moja ma jakieś 20 lat i wciąż jest :((( Historia ze szpitala teraz wydaje się być komiczna, ale domyślam się , że na miejscu wesoło nie było.. Podusie przesłodkie!! I mam nadzieję,że już będzie u Was tylko lepiej :)) Ostatnio po Twoim poście wysłałam męża po bluszczyk do Biedronki :)) Piękny jest więc dziękuję za podpowiedź :) Ściskam mocno i życzę zdrówka dla dzieciaczków !!
OdpowiedzUsuńOjeju, aż sama poczułam te emocje i mi się słabo zrobiło... I oczywiście musiałam sobie wyobrazić moją Różyczkę w tym całym szpitalu i mnie jeszcze wzruszenie dopadło! Dzielne jesteście! A dokładniej dzielni wszyscy! Oby wszystko szybko wróciło do normy! Pozdrawiamy bardzo serdecznie!
OdpowiedzUsuńOby "taki" poniedziałek już nie powtórzył! Podusie śliczne, jestem zauroczona...byle do wiosny :) Serdeczności, Magda
OdpowiedzUsuńWspółczuję stresów. Sama je miałam dwa tygodnie temu z moim Maksiem. Szpital, SOR, kolejka, badania, operacja...ufffff. Też mnie ścięło na widok igieł w jego główce. Ale widzę, że córa już się uśmiecha do aparatu :) Oby takie sensacje już się nie powtórzyły.
OdpowiedzUsuńA poduchy cudne.
Uściski dla Was.
Na bliznę polecam Contratubex, podobno dobry jest też Cicatrix (dość drogi). Moja Ulka jak była mała pochyliła się gwałtownie, aby coś podnieść spod biurka i rozcięła sobie łuk brwiowy uderzając w róg blatu. Na początku blizna była mocno widoczna, dzisiaj już prawie wcale.
OdpowiedzUsuńJoasiu bardzo Ci współczuję już sobie wyobrazam jak sie czuliscie ,ale wracacie do zdrowia i tego wam życze jak najszybciej.;)Co do blizny myśle ,że Weronika będzie miała delikatną kteseczkę na czole nic poza tym.
OdpowiedzUsuńZYCZE SZYBKIEGO POWROTU DO ZDROWIA ,CIERPLIWOSCI I USMIECHU NA TYCH ŁADNYCH BUŹKACH:).Pozdrawiam.
Asiu popłakałam się jak czytałam serio...jeszcze teraz pisząc to mam łzy w oczach, mamy córki równoalatki stąd emocje podwójne u mnie bo zaraz sobie wyobrażam siebie i moje dziecko, cieszę się , że wszytsko wraca do normy ;)pozdrawiam serdecznie Monika
OdpowiedzUsuńpopłakałaś się ze śmiechu czy z innych emocji?
UsuńDziecka szkoda, ale będzie miało o czym opowiadać całe życie, a wrażenia trzeba kolekcjonować. Było trudno, ale w perspektywie życia to tylko chwila.
Historia mrożąca krew w żyłach z tymi szpitalami. Nienawidzę tej bezradności jeśli chodzi o dzieci. Chciałaoby sie im pomóc ,a tu polska rzeczywistość . szybiego powrotu do zdrowia dla wszystkich.
OdpowiedzUsuńNiech się dzieciaki trzymają dzielnie!
OdpowiedzUsuńCo do poduch piękne, a kubek podbił moje serce!!
współczuję przeżyć i rozumiem Twój strach....dobrze, że tak się skończyło. Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńoj, najadłyście się obie stresu...
OdpowiedzUsuńA poduchy i kubek cudne!
jejku to rzeczywiście był fatalny dzień, ale najważniejsze , że wszystko dobrze się skończyło... trzymam kiuki za córeczkę, bay blizny nie miała i aby szybko się zagoiło i za synka, aby zdrówko wróciło!
OdpowiedzUsuńa co do nowości, jak zawsze prześlicznie u Ciebie:)
i weź mi nawet nie mów o tej naszej służbie zdrowia... porażka jakaś , aby 3 godziny czekać!
buziaki
Jak doszłam do słowa "wypadek" serce mi zamarło i oczy się zaszkliły. Ja z tych wrażliwców niestety jestem;) Czytając dalej przypomniała mi się moja półroczna córeczka otrzymująca znieczulenie ogólne, na co nawet nie byłam w stanie patrzeć i chwilę później po zabiegu widok jej omdlałego ciałka na rękach mojego męża, który doprowadził mnie do ataku płaczu i histerii... No właśnie, po czasie człowiek się z tego śmieje ale takie przeżycia są straszne i oby ich jak najmniej było. Na "pocieszenie" powiem, że u nas w Opolu również trzeba jeździć od szpitala do szpitala, żeby trafić na ten, który akurat ma dyżur a czekanie na Izbie Przyjęć też trwa średnio 3 godziny...
OdpowiedzUsuńNa bliznę polecam maść Cepan, stosowałam po cesarce.
Po poduchy biegnę jak tylko przyjdzie moja koleżanka z pracy;)
Pozdrawiam i dużo zdrówka dla całej Rodzinki!:)
Wiem, co znaczy taki telefon ze szkoły, do tej pory ściska mnie w gardle jak widzę numer szkoły mojego syna. Trzy lata temu mój Kamil złamał rękę....
OdpowiedzUsuńA poduchy wypatrzyłaś cudne, podoba mi się kolorek i kropeczki:)
to mieliście intensywnie - ale dobrze, że skończyło się w miare ok :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę zakupów,zam rozkosz,która się pojawia gdy znajdziemy coś za niewiele,na dodatek to coś wygląda na nie tanie.Z dziećmi to jest tak,że są nieprzewidywalne,ale nie ma martw się,może kiedyś założą rodziny i będzie odrobinę spokojniej:)Mam 3 córki(22,18,14),są kochane,z każda do 12roku zycie regularnie odwiedzłam ostry dyżur,potem to ustaje,zaczynają dojrzewać,i czasem jest jazda!Jestem szczęściarą bo nie dają mi popalić ,ale widzę dookoła,że różnie bywa.W każdym razie ratuje mnie luz i poczucie humoru!Miłść też pomaga.Życzę Ci jak najmniej takich przygód:)
OdpowiedzUsuńWspółczuję nerwów, dobrze, że historia się zakończyła szczęśliwie:) Piękne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńwidzę, że coraz częściej sięgasz po pastele w swoich wnętrzach :)
OdpowiedzUsuńJoasiu:) też tak miałam dwa lata temu kiedy mój synek rozciął sobie tył głowy:( w .....domu:( byliśmy wszyscy:( i stało się.....na szczęścia męża brat jest lekarzem i go szył bez kolejki, ale jak zobaczyłam tak jak Ty wbijającą igłę w głowę, czułam, że....odpływam i ten przeraźliwy jego krzyk: mama!!! mama!!!!:(:( byłam tak zamroczona, że kiedy było po wszystkim i pytali mnie o dane dziecka, nic nie wiedziałam, normalnie czarna dziura:( masakra!!!!!!!!!!!!! oczywiście blizna ma:( włosy w tym miejscu już nie rosną:( na szczęścia ma ich baaaaardzo dużo i nie widać:)
OdpowiedzUsuńech!!!!!!!!! taki to już nasz los Matek Polek, ale powiem Ci w sekrecie: "człowiek może znieść wszystko oprócz jajka, a że życie to jak jajko musi je znosić codziennie":):) pozdrawiam Edyta
P.S. poduchy ekstra akurat takich szukam:):) potrzebuję na sofkę wiklinową:)
Dużo strachu ale będzie dobrze:) Ja też mam bliznę tuż pod brwią.
OdpowiedzUsuńFajne te groszki.
Witaj
OdpowiedzUsuńZdrówka dla dzieciaczków, życzę!!
Świetne poduchy, pozdrawiam gorąco
Najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło. Ale domyślam się, ile Was to nerwów kosztowało. Cóż, takie życie...
OdpowiedzUsuńA zakupki bardzo udane :)
Przykro się czyta takie wpisy Kochana..no trudno. I takie dni trzeba przeżyć .. :( Dałaś sobie świetnie radę!!
OdpowiedzUsuńCo do twoich zakupów to śliczne te podusie! Czy możesz zdradzić co to za atrakcyjna cena? Jadę w sobotę na zakupy i może też wejdę do Auchan?
Pozdrawiam,
Nadia
Nadia,poduchy były/są po 14 zł. Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńOj biedne dzieciaczki :( Sama dopiero od 2 tygodni jestem mamą. Dzień po porodzie okazało się, że mój synek ma zakażenie, z którego wyszło ostatecznie zapalenie płuc. Była panika, szloch, nieprzespana noc. Na dodatek zakaz odwiedzin w szpitalu, więc wsparcie męża i rodziny miałam tylko telefonicznie. Po tym co piszesz, widzę, że najzwyczajniej emocje biorą górę gdy nasze pociechy cierpią. Zwyklej panikujemy na wyrost, a to wszystko z czystej matczynej miłości. Życzę Wam dużo zdrówka i żeby blizna Weroniki była niewidoczna.
OdpowiedzUsuńA podusie i kubek piękne!
Pozdrawiam
Beata
oj. to tydzien zaczał sie kiepsko.. DUUUZO zdowia przedewszytskim wam zycze i nie poddawania sie .. co do blizny córki .. chyba sa jakies masci na takie szwy co ładnie goją ..
OdpowiedzUsuńco do poduch piekne są.. ja ostatnio cenie sobie niektóre duze supermarkety bo czesto mozna tam znależć w zalewie wielu róznych i nie ciekawych rzeczy własnie takie perełki jak ty znalazłas.. ja mam u siebie Leclerc.. i czesto wychodze z niego z piekna i tania ceramiką ..!
rozumiem Cię doskonale... moja córcia miała również zszywany łuk brwiowy, tyle że bardziej w poziomie - że tak to ujmę. Podczas szycia myślałam, że skonam...bolało mnie chyba bardziej niż ją ... Było to kilka lat temu. Śladu nie widać - to na pocieszenie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
a były może takie poduszki ale bardziej wpadające w róż albo lila?
OdpowiedzUsuńByły takie jasnofioletowe, żółte i beżowe jeszcze. Przynajmniej w Auchan w Wola Park.
UsuńBiedne te Twoje dzieciaki, oby szybko wróciły do zdrowia:) Poduchy są super!
OdpowiedzUsuńbiedna Weronika,mi ciężko namówić syna na oddanie krwi do badań,nie wiem co by było jak by mu mieli coś zszywać :/
OdpowiedzUsuńczęsto jestem w Auchan a nie widziałam tych poduszek..musze popatrzeć dokładnie :)
No to się porobiło, ale ważne, ze do przodu. Nawet jak zostanie blizna, to Weronice uroku nie zabierze. Poduchy śliczne i kubeczek - cud, miód.
OdpowiedzUsuńusciski przesylam dla Twoich dzieciaczkow, WEronika byla bardzo dzielna! gorzej z Toba :)))a poduchy sa po prostu rewelacyjne!pozdrawiam cieplo :)
OdpowiedzUsuńTydzień zaczął Wam się okropnie. Jeśli mogę coś podpowiedzieć w przypadku Dominika, jeżeli moja córcia zaczyna chorować, a dość często miewa zapalenie, zwłaszcza górnych dróg oddechowym stawiam jej banki.Stary sposób, ale jej pomaga.
OdpowiedzUsuńPoduszki i kubeczek po prostu rewelacyjne.Pozdrawiam gorąco.
uściski ogromne i zdrówka dla dzieciaczków !!!!
OdpowiedzUsuńpoduchy fantastyczne :)
pozdrawiam
ja się pytam.... co Pani tam jeszcze robi w tej Warszawie... ... jazda kilkoma autobusami i tramwajami to atrakcja.......życie w biegu na wariackich papierach... nie pierwszy raz Pani pisze, jak biega z dziećmi, zakupami, jeździ autobusami.... jak tak można żyć? życie ucieka a Pani w pracy siedzi albo czas na dojazdy traci... Dla Pani patrzenie na dzieci w tramwaju jest jak coś niezwykłego... obserwowanie jak patrzą na świat...... jakie to smutne, że na co dzień Pani tego nie ma... za chwilę się okaże że dzieci są dorosłe a Pani ich nie zna...Co z tego że w Warszawie jest praca i pieniądze jak nie może sobie Pani pozwolić nawet na "luksus" bycia z własnymi dziećmi, patrzenie jak rosną. już jest Pani wyczerpana fizycznie i psychicznie...aż do omdlenia.... czasem trzeba się zatrzymać i zastanowić co jest w życiu ważne i dokonać wyboru....
OdpowiedzUsuńAlicja
Droga Alicjo, tak się złożyło, że los poprowadził mnie do Warszawy, tutaj założyłam rodzinę, mam mieszkanie i pracę. Wiem, że nie jest to najlepsze miasto na świecie do mieszkania, życia, wychowywania dzieci, ale póki co to jest MOJE MIEJSCE. Pewnie, że wolałabym mieć więcej czasu dla siebie, dzieci, dla domu, na swoje przyjemności, nie dojeżdżać do pracy godzinami, ale mam trójkę dzieci i muszę pracować razem z mężem, żeby je wychować.Poza tym nie chodzi tylko o pieniądze, ale o pracę samą w sobie, człowiek po prostu powinien pracować.Pewnie, że życie ucieka, ale podpowiedz mi w takim razie, co mam zrobić? Rzucić pracę? Przeprowadzić się na wieś i hodować kozy? Pisałam o wycieczce tramwajem i autobusem, jako czymś ekscytującym moje dzieci, a nie codziennym obowiązkiem.
UsuńMam luksus patrzenia codziennie na moje dzieci, widzę jak rosną, jak się rozwijają, nie wyjeżdżamy z mężem w delegacje, jesteśmy pełną rodziną, która spotyka się w komplecie popołudniami w domu. Prowadzimy normalne rodzinne życie, gdzie oboje rodzice pracują, dzieci chodzą do szkoły, przedszkola i żłobka. Alicjo, wiem też co jest dla mnie w życiu ważne, praca zupełnie nie przesłania mi reszty życia. Niestety raz na jakiś czas zdarzają się takie dni, jak opisany poniedziałek...
Pozdrawiam serdecznie.
Dziewczyny, bardzo, bardzo serdecznie Wam dziękuję za tyle ciepłych słów i życzeń zdrowia. Jak tak czytam historie Wasze i Waszych dzieci, to widzę, że urazy łuku brwiowego są dość powszechne. Jak dla mnie, to był pierwszy taki poważny incydent z dziećmi, wcześniej zero pogotowia, szpitali, a najbardziej drastyczne medyczne zdarzenie, to było szczepienie.
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za wszystkie namiary na maści na takie rany i zszycia. W poniedziałek idziemy zdjąć szwy, więc zobaczymy, co chirurg nam poleci.
Pozdrawiam Was ciepło Moje Drogie:)
Jesteście wspaniałą rodziną i dobrze o tym wiem;) Tak jak pięknie umiesz to poskładać i pogodzić to tylko sama wiesz i Twoi wierni czytelnicy:) Niektórzy umieją właśnie wszystko godzić i wcale nie musi się to odbywać kosztem czegoś i JOASIA jest tego dowodem:)
OdpowiedzUsuńZapraszam Was wszystkich kochani też do mnie w moje skromne progi ;
http://uwielbiamczarowac.blogspot.com/
Trzymajcie się ciepło i zdrowo !!!!
OdpowiedzUsuńAsiu najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło a miniony poniedziałek to już wspomnienie. Dużo zdrowia i uśmiechu - już za rogiem wiosna ;)
OdpowiedzUsuńDzieci to ciągły niepokój już do końca :). Ale na szczęście to tylko małe skaleczenie. Śliczne te kolory u Ciebie. Chyba na nowo pokocham niebieski :). Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńTo faktycznie miałaś nieciekawy początek tygodnia. Moja Karolina też miała rozbitą głowę ale miała założone tylko szwy plasterkowe bo pan chirurg powiedział ,że nie oszpeca dziewczynek :-)) Na szczęście ładnie się zrosło i prawie nie widać śladu. Zdrówka dla dzieciaczków i siły dla Ciebie. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńAsiu, okropna sprawa!! Najważniejsze, żeby się wszystko zagoiło ładnie!!!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się!
Mnie się w ogóle ta poducha nie gryzie z fotelem:-))
pozdrawiam!
polecam maść na blizny , ja pozbyłam się dzięki niej starej piętnastoletniej blizny
OdpowiedzUsuńCudnie tu u Ciebie. Zostaję na dłużej. Zapraszam do mojej galerii pisanek http://przebudzenie-dorota.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Dorota
Asiu,naprawdę współczuję....Wiem co to znaczy, bo niedawno jeżdziłam tak z synem po złamaniu ręki...
OdpowiedzUsuńZdrówka dzieciaczkom życzę....
Oglądam i podczytuję Twojego bloga od paru miesięcy, więc się w końcu przedstawię i pokażę :) Też jestem mamą trójki dzieci, tylko trochę młodszych.
OdpowiedzUsuńA wywołał mnie temat wypadku i blizny po. U nas w rodzinie mamy na to jedyny sposób - miód. Tylko musi być prawdziwy, bez dodatku cukru, bo jak wiadomo cukier jest znakomitą pożywką dla bakterii. A więc miodem prawdziwym, najlepiej wielokwiatowym trzeba smarować ranę-bliznę, im szybciej się zacznie tym lepiej, po paru tygodniach ani śladu! Mąż mój poparzył się gdy miał 7 lat, po 2 tygodniach smarowania miodem nie było ani śladu, a rana po wrzątku była wielkości dłoni. I znam jeszcze wiele innych przypadków takiego wyleczenia...
Pozdrawiam,
Ania M.
Zawsze po poniedziałku jest wtorek, a po wtorku środa i tak dalej i tak dalej:) Pozdrawiam chyba na dłużej się tutaj rozgoszczę;)
OdpowiedzUsuń