Witam Was ciepło, zgodnie z obietnicą przygotowałam szczegółowy post-gigant z opisem łazienkowej metamorfozy. Zdjęć jest mnóstwo, ale chciałam się z Wami podzielić doświadczeniem z moich prac, na co zwrócić uwagę, co warto, a czego nie warto.
Nasza łazienka ma ponad 11 lat, remont w niej robiliśmy w marcu 2005, w naszym pierwszym M, a wiadomo-pierwsze dla wroga, drugie dla przyjaciela, trzecie dla siebie. Z całą pewnością popełniłam tu najwięcej błędów, wynikających z braku czasu, ograniczonego budżetu, niedoświadczenia. Dwa najważniejsze błędy, to niezaplanowanie zamykanej pojemnej szafki/szafek na kosmetyki, ręczniki itp., bo wymyśliłam sobie murek, pd którym miały być półki z wiklinowymi koszyczkami, a które okazały się mega niepraktyczne oraz pomarańczowy rząd płytek na wysokości oczu oraz na blacie z umywalką i obramowaniu lustra. Wcześniej czy później tak intensywne kolory się znudzą i staną się niemodne. Dlatego wiem, że już nigdy więcej takich wyborów-zawsze tylko i wyłącznie neutralna baza, którą przecież najtrudniej zmienić.
Łazienkę w wersji orange można zobaczyć tutaj.
Dla przypomnienia - było mniej więcej tak
a jest tak
Moim zamiarem było odświeżenie łazienki bez żadnego grubszego remontu, który nie wchodził w grę ze względów powiedzmy logistyczno-rodzinno-organizacyjnych. Chciałam przede wszystkim pozbyć się pomarańczowego koloru i zrobić coś z podłogą, która niby pasująca do beżowych płytek, była już lekko podniszczona, porysowana i jakaś taka szaro-bura. Byłam już tak zniechęcona widokiem mojej łazienki, że nawet sprzątać mi się w niej nie chciało...
***
Ok, startujemy po kolei:) Pomysłów na pozbycie się pomarańczowych płytek miałam kilka-chciałam je okleić okleiną (!) lub położyć na nie jakieś inne płytki typu mozaika... Ale ostatecznie stwierdziłam, że pomalowanie będzie najprostsze. Obawiałam się tylko malowania fragmentów pod prysznicem i na blacie ze względu na duży kontakt z wodą.
Przed pomalowaniem wszystkich płytek zastosowałam na nie grunt zwiększający przyczepność Fluggera, niestety nie mam zdjęcia opakowania, bo wyrzuciłam je przed zrobieniem zdjęcia. Poniższe zdjęcie ze strony producenta.
Grunt zwiększa przyczepność i powoduje, że płytka staje się chropowata. Jest dość gęsty, ma konsystencję farby i już jedna warstwa pokrywa płytki na biało, a dwie praktycznie całkowicie je pokrywają.
na zdjęciach poniżej płytki pomalowane jednorazowo gruntem
Po zagruntowaniu płytki, które nie mają kontaktu z wodą pomalowałam farbą Flugger Interior High Finish
Płytki pod prysznicem również zagruntowałam i pomalowałam, ale inną farbą:
3V3 farba o wysokiej odporności do podłóg.
Ta farba schnie o wiele dłużej i powłoka płytek jest po niej lekko błyszcząca.
Tu porównanie płytek
pomalowanych Fluggerem pomalowanych 3V3
Blat i ramę lustra również pomalowałam 3V3. Pozostała część murka pomalowana została Fluggerem, wcześniej również gruntem. Widać też kawałek podłogi
***
Wiedziałam też, że koniecznie muszę coś zrobić z podłogą. Pierwsza myśl-pomalować farbą 3V3, skoro taka odporna... W necie, na wielu blogach i forach można zobaczyć metamorfozy wnętrz z pomalowanymi podłogami. Mnie to niestety nie przekonuje... Jestem za to przekonana, że wcześniej czy później na podłodze pojawiłyby się rysy, odpryski itp., szczególnie przy psich pazurach, co doprowadzałoby mnie do szału niestety. No ale z podłogą musiałam coś zrobić i wymyśliłam białe gumoleum, czyli wykładzinę pcv. Miałam pokusę na wykładzinę w stylu stare deski, jest tego dużo, jaśniejsze, ciemniejsze, w brązie, szarościach. Ale ostatecznie stanęło na klasycznym białym gumoleum i to był najlepszy wybór. Wykładzina mega rozjaśniła małe wnętrze i jest przyjemna w dotyku, miło się na niej staje gołą stopą. Nie przyklejałam jej na żadną taśmę, docięłam najpierw prostokąt o wymiarach zbliżonych do wymiarów całej łazienki, a później ułożyłam ją na podłodze i docinałam nożykiem. To chyba był najtrudniejszy moment w całym remoncie, bo zakamarków mnóstwo i okrągła obudowa prysznica, więc docinać trzeba było precyzyjnie i dokładnie. Niestety nie we wszystkich miejscach mi się to udało, wykładzina naprężała się i odstawała, więc jeśli pokusicie się o takie rozwiązanie, to trzeba mieć dużo czasu, cierpliwości i trochę wprawy.
Poniżej widać np. szparę w miejscu, gdzie zbyt krótko docięłam wykładzinę
Takie niewielkie ubytki wypełniłam silikonem. Kupiłam silikon w tubce i delikatnie palcem wypełniłam krawędzie, tak żeby podłoga ładnie była wykończona przy ścianie. Silikon oprócz tego zabezpiecza przed wilgocią i ewentualnym przedostaniem się wody pod spód. Pomalowałam też na biało cokoły.
Jedyne miejsce, gdzie mi nie wyszło, to próg. Docięłam tam odrobinę za krótko, a to widoczne miejsce. Ale dokupię tutaj taką listwę maskującą, białą, którą położę na styku płytek i gumoleum.
Jak już pomalowałam płytki i położyłam białą podłogę, to okazało się, że fugi zupełnie nie pasują. Wcześniej, przy pomarańczowych płytkach wydawały się lekko kremowe, po zmianach, przy tej bieli, miałam wrażenie, że są ciemne i brudne. Oczywiście zafugowałam je na biało:) To było chyba dla mnie najtrudniejsze, robiłam to pierwszy raz i trochę się namęczyłam. I najwięcej bałaganu było właśnie przy fugowaniu.
Ale już po wszystkim całość zaprezentowała się.... miodzio:))
Pod blat dokupiłam zwykłą kuchenną szafkę z szufladami. Chciałam właśnie szuflady, bo są najbardziej praktyczne, a jeśli chodzi o meble typowo łazienkowe, to ciężko znaleźć szafki z samymi szufladami. Po złożeniu okazało się, że szafka jest za wysoka o 2 cm i za szeroka o dosłownie 2 mm... Tutaj nieoceniony okazał się mój mąż, który pięknie ją poprawił piłą tarczową:)
Pod pędzel poszły też sosnowe drzwi, które przy całej tej bieli aż krzyczały:)
Pierwsza myśl-na biało, ale przypomniałam sobie, że dostałam kiedyś od Agnieszki z Ago Home małe opakowanie szarej farby kredowej Amazona. I ten kolor to był strzał w dziesiątkę. Białe drzwi byłyby takie oczywiste, a szarość jest elegancka i ładnie się komponuje z pozostałą kolorystyką. Małe opakowanie starczyło na jedną warstwę, zamówiłam już drugie, żeby poprawić i nałożyć drugą warstwę.
No i w końcu przyszła kolej na najprzyjemniejsze:) czyli dekorowanie i dobieranie dodatków. Dodałam do całości kolor miętowy, ale dosłownie w kilku drobiazgach - zegar, dywanik, ręczniki.
Uzupełnieniem dodatków jest zapach. Dostałam na tę okazję pachnąca paczkę z Passio24. Do tej pory nie byłam fanką jakiś dyfuzorów czy świeczek zapachowych w łazience, ale teraz już jestem:) Dobrze dobrany zapach (np. świeżego prania:) potrafi bardzo uprzyjemnić korzystanie z łazienki:)
Do poprawienia zostało jeszcze kilka drobiazgów i zakup nowych gniazdek oraz kinkietów, co - już wiem-nie będzie rzeczą prostą, bo nic mi się nie podoba, a jak już coś wpadnie mi w oko, to cena powala...
Cieszę się, że podjęłam się tej walki z moją pomarańczową łazienką:) Długo podchodziłam do tematu, jak do jeża, obawiałam się, że pomalowane płytki się nie sprawdzą, że coś zepsuję... Ale niewielkimi zmianami, bez dużej ingerencji, dałam nowe życie łazience, zdecydowanie ją odmłodziłam i odświeżyłam:)
Z ok. 2-tygodniowego okresu korzystania mogę powiedzieć, że farba-jedna i druga-spisują się bardzo dobrze, fragmenty poddawane kontaktowi z wodą ani drgną:) Biała podłoga mnie zachwyca, ale... no tak jest jedno ale-widać na niej oczywiście każdy pyłek i każdy włos naszego psa... Przecieram ją codziennie, a nawet kilka razy dziennie, o odkurzaniu nie wspominając bo i tak robię to praktycznie codziennie w całym mieszkaniu. Ale i tak warto. Dla mniej pedantycznych osób polecam gumoleum z jakimś wzorem:)
No i oczywiście bojącym się takich metamorfoz mówię "odwagi!":)
A uprzedzając pytania o dodatki podaję namiary:
kosz na pranie, dywanik, miętowe ręczniki - H&M Home
szare ręczniki, wieszaki na przyssawki - Tchibo
miętowy zegar-wygrałam kiedyś w candy:)
świeczki/ dyfuzor - Passio 24
farba Amazona-Ago Home
farba 3V3 do podłogi, którą pomalowałam cześć płytek - Obi
wykładzina/gumoleum-allegro
szafka kuchenna z szufladami-allegro
****
Uff, koniec tego tasiemca:)
Pozdrawiam serdecznie:))