Ech, witajcie Dziewczyny! Tak sobie myślę, że jednak blogowanie wciąga... Mimo braku czasu, wiecznego młynu, obowiązków, mam zawsze ochotę do Was wrócić i podzielić się tym, co dla mnie ważne. Pod poprzednim postem w komentarzu jedna z moich Czytelniczek- Beata (pozdrawiam Cię serdecznie Beato H.) napisała: "...Tu piękna inspiracja, tu porada, tu pies, tu dzieci. Osobiste
wspomnienie, coś z życia (...) Urzekły
mnie te kiecki czekające na uroczystość na drzwiach szafy:) (...) Te tapety, malowanie, przeróbki I ogródek i dzieci i ten psiak z
jak przypuszczam wiecznie upapranymi kudłatymi łapkami:)(...)".
Ale takie jest właśnie nasze życie, pomiędzy biegającymi dziećmi, brudnym psem gubiącym sierść, czy stertą ubrań zatrzymuję oko na wazonie z kwiatami w oknie, czy na jakimś słonecznym kadrze pokoju. Takie miłe dla oka migawki mobilizują do działania, chce się ogarnąć chatę, umyć okna, poskładać ubrania, coś przemalować, poprzestawiać, a potem popstrykać fotki ku pamięci:)
****
W ubiegłą niedzielę mój starszy syn przystąpił do pierwszej komunii świętej. W całym tym wirze przygotowań i ilości spraw pierwsza spowiedź i sama uroczystość były dla mnie dużym przeżyciem rodzicielskim. Za nami też biały tydzień, wizyta mojej mamy i dzień matki. Dzisiejszy post, to taki miks tego wszystkiego:)
W komunijny poranek...:)
w dzień matki:)
Moje prezenty - laurka, kwiatek, filiżanka z masy solnej i zaproszenie do kina od córki:) Wybrałyśmy się we trzy z Werą i moją mamą na film-nomen omen pt. "Dzień matki" :)
i na koniec akcent wnętrzarski-migawki balkonu, truskawki ze śmietaną i sezon na moje ulubione piwonie