poniedziałek, 30 marca 2020

Zapraszam do kuchni



Witam Was serdecznie!

Kiedy pisałam ostatniego posta  20 lutego, żyliśmy jeszcze w innej rzeczywistości i chyba nikt z nas nie spodziewał się takiego scenariusza i rozwoju wypadków.
Nasz świat stanął na głowie, każdy z nas się boi, wszyscy musimy być ostrożni i nauczyć się funkcjonować w nowej rzeczywistości, na którą nie ma żadnego scenariusza i wyznaczonych terminów...
Ale jakoś trzeba żyć, stworzyć sobie namiastkę normalności...
Pojawiło się wiele artykułów, postów nt. tego, co można robić w domu, jak spędzać ten przymusowy wolny czas itp... Ja się zastanawiam tylko, jaki wolny czas? :)
Odkąd zawieszono lekcje w szkołach, spędzam z moimi dziećmi min. 3 godziny dziennie nad lekcjami, librusem, wsipnetem, wysyłam maile do nauczycieli, robię rozpiskę co wysłaliśmy, a czego jeszcze nie... Oprócz tego mam na szczęście tę możliwość, że cały czas pracuję zdalnie. Ponieważ wszyscy siedzimy w domu, dochodzą do tego codzienne obiady, a co za tym idzie, konieczność uzupełniania zakupów, bo nie da się zrobić zakupów na miesiąc...

Od 3 tygodni żyjemy na dwa domy-ja z Pawłem i z chłopakami w nowym, Weronika z moją mamą w starym mieszkaniu. Moja mama przyjechała do nas na kilkanaście dni, a okazuje się, że spędzi z nami o wiele więcej.
Nie zdążyliśmy dokupić wszystkich rzeczy, drobiazgów, niezbędnych do skończenia remontu, a brak jakiejś rzeczy wstrzymuje różne prace, np. nadal nie mamy umywalki w łazience, bo nie zdążyliśmy kupić blatu, nie kupiliśmy listew przypodłogowych, a bez tego nie możemy pochować kabli czy podokręcać gniazdek...  Do dokończenia mamy milion rzeczy, a wbrew pozorom czasu jak na lekarstwo. W przedpokoju mamy warsztat zrobiony z desek ze starej szafy i korzystamy z lodówki po byłych właścicielach, która też stoi w przedpokoju, bo nie możemy przewieźć teraz naszej ze starego mieszkania....
Nie możemy teraz wynająć firmy przeprowadzkowej, która przewiozłaby nam rzeczy i nie wiadomo, kiedy to nastąpi. O ile w pokojach mamy szafy i łóżka, to salon świeci pustką, wczoraj jedynie udało nam się przywieźć stół naszym kombiakiem:)

Ale pomimo wszystkiego, dzisiaj chciałabym Wam pokazać naszą nową kuchnię.
Wiem, że czekacie na nowe zdjęcia, na relacje z postępów, dlatego na pierwszy ogień pokazuję najbardziej wykończone pomieszczenie w naszym nowym M.
Kuchnia nie jest jeszcze w 100% skończona, do dokończenia jest ściana z wiszącymi szafkami, bo zapomnieliśmy o gniazdku do okapu i do oświetlenia szafkowego...
Ale po kilku tygodniach składania, oczekiwania na płytę gazową, która w pierwszym terminie nie dotarła, bo stłukła się po drodze, a przez co gazownik nie mógł przerobić instalacji, udało się skręcić wszystkie meble i zainstalować wszystkie sprzęty:)

Meble, jak wiecie są z Ikei, razem z nimi zamówiliśmy 4 szafy pax - do Weroniki, do chłopaków i narożną do naszej sypialni. Nie wiem, ile było dokładnie paczek, chyba ok. 200, trzech panów wnosiło je przez godzinę...
Meble skręcaliśmy sami, a właściwie Paweł przy mojej niewielkiej pomocy, bo ja zdecydowanie nie jestem techniczna. Ja za to zagruntowałam i pomalowałam wszystkie ściany i sufity w naszym mieszkaniu (wszystko x 2...). Wierzcie mi, że wałka i farby nie tknę przez najbliższe kilka lat...

Tak to wyglądało na początku...;)








Ostatecznie nad szafkami położyliśmy białe cegiełki.
Marzyła mi się szeroka boazeria, ale obawiałam się kłaść drewno, czy mdf przy płycie gazowej, gdzie zawsze jest jakieś ryzyko, że płomień dosięgnie ściany.
Wiem, że białe cegiełki są oklepane i że fronty Bodbyn z Ikei ma pewnie pół Polski, ale takie zestawienie wygląda klasycznie i mam nadzieję, że szybko się nie opatrzy i nie wyjdzie z mody. Indywidualnego charakteru można nadać dodatkami, co też zamierzam robić:)
Płytki położył i zafugował również Paweł samodzielnie:)



Na razie postawiłam w dodatkach na wiosenno-wielkanocny look. Powiesiłam kwiecistą roletę, ale planuję dokupić jakąś bardziej stonowaną w błękitach.
Dodatki na blacie, w witrynkach, na parapecie do dopracowania, bo tak jak pisałam, kuchnia jeszcze w 100% nie skończona.
Brakuje oświetlenia, jak w większości pomieszczeń.

Na razie próbuję się w niej odnaleźć.
Z zalet, to na pewno ilość szafek-w porównaniu do starej kuchni, jest ogromna, z pewnością pomieści się w niej wszystko, co kuchenne, a co do tej pory musieliśmy trzymać np. w schowku.
Na pewno dobrym krokiem był wybór zlewu ceramicznego, a nie granitowego, mimo, że cena ceramicznych jest o wiele wyższa. Chciałam biały, a utrzymanie czystości na granitowym wpędziłoby nie w paranoję...:) Ten czyści się super.
Minusy na razie dwa-mało blatu roboczego i brak stołu w samej kuchni. Niestety kuchnia nie powala rozmiarami, a projekt jest optymalny. Stół mamy w salonie, zaraz przy wejściu do kuchni, może z czasem pomyślę o jakiejś miniwyspie przy stole, czy czymś takim, żeby zwiększyć powierzchnię blatu.

Informacyjnie-ten błękit na ścianie, to Beckers kolor oyster.

No to zapraszam:)

Proszę też o kontakt Iwonę z Krakowa-Tulipankę - wielkanocne ściereczki kuchenne trafią do Ciebie, odezwij się proszę, bo nie mam do Ciebie kontaktu!